Raport "Stwierdzenie nieważności małżeństwa w Kościele katolickim w Polsce"
Raport "Stwierdzenie nieważności małżeństwa w Kościele katolickim w Polsce" został opracowany przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego na zlecenie Instytutu Pokolenia. Prezentacja raportu odbyła się we wtorek w Warszawie.
Dyrektor Instytutu Pokolenia Michał Kot zaznaczył, że trwałość zawieranych małżeństw jest bardzo mocno skorelowana z liczbą rodzących się dzieci. Zauważył, że obecnie wskaźnik dzietności, czyli średnia liczba dzieci, które rodzi statystyczna kobieta, jest rekordowo niska: w roku 2022 było to 1,3 dziecka na kobietę.
Według Kota, pomimo faktu, że rośnie liczba urodzeń pozamałżeńskich, wciąż w Polsce większość dzieci rodzi się w małżeństwach, a w małżeństwach wyznaniowych dzietność jest wyższa niż w małżeństwach cywilnych. "Małżeństwa zawarte w KK są więc istotnym czynnikiem wpływającym na dzietność w Polsce" - ocenił.
Jak dodał, w ostatnich latach znacząco wzrosła również liczba stwierdzeń nieważności małżeństwa, zwłaszcza w Europie. "Skokowo rośnie też udział Polski w liczbie wniosków o stwierdzenie nieważności małżeństwa w Europie" - mówił Kot.
Z raportu wynika, że w 2020 roku aż 25 proc. wyroków na rzecz stwierdzenia nieważności małżeństwa w Kościele w Europie wydano właśnie w Polsce. Z kolei liczba wyroków stwierdzających nieważność małżeństwa w Kościele na świecie w 2020 roku zmniejszyła się o 47 proc. w porównaniu z rokiem 1989 i wyniosła ponad 41 tys.
"Za wzrost stwierdzeń nieważności małżeństwa odpowiada jedna przesłanka: niezaistnienie zgody małżeńskiej. Jest to przesłanka bardzo szeroka, która obejmuje zarówno psychiczną niezdolność do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich, ale też wykluczenie istotnego przymiotu małżeństwa, brak rozeznania co do istotnych praw i obowiązków, czy zawarcie małżeństwa pod wpływem przymusu lub podstępu" - wymienił Kot.
Polecany artykuł:
Jego zdaniem, tę przesłankę można opisać zdaniem: "osoby zawierające małżeństwo nie były do niego odpowiednio przygotowane".
"To, co jest kluczowe z punktu widzenia konsekwencji społecznych tego zjawiska, to fakt, że wzrastająca liczba stwierdzeń nieważności powoduje, że wiele małżeństw, które być może w innej sytuacji walczyłoby bardziej o to, żeby przetrwać, widząc tego typu możliwości i tę skalę, zaczyna rozważać inne ścieżki niż budowanie szczęścia razem" - ocenił.
Unieważnienie małżeństwa w Kościele katolickim
Kanonista ks. dr. Leszek Adamowicz z Sądu Metropolitalnego w Lublinie podkreślił, że w Kościele katolickim nie istnieje "unieważnienie małżeństwa" ani "rozwód kościelny". "W Kościele katolickim badamy moment zawarcia małżeństwa i wyrok sądu orzeka, czy to małżeństwo zostało zawarte skutecznie prawnie, czyli ważnie, czy też nie. Inaczej mówiąc: czy węzeł małżeński został zawiązany, czy też było jedynie domniemanie oparte na niewłaściwych przesłankach" - zauważył.
Kanonista poinformował, że w 2020 roku w Kościele katolickim w Polsce orzeczono nieważność 2813 małżeństw. "W stosunku do ogólnej liczby zawartych małżeństw w tym samym roku, jest to 1,8 proc. Do sądów kościelnych trafia jedynie mniej niż 5 proc. osób, które uzyskały rozwód cywilny" - mówił.
Wyjaśnił, że rozbieżność ta wynika m.in. z faktu, iż część osób, które uzyskały rozwód cywilny, nie jest katolikami. "Bywa też tak, że osoba, która się rozwiodła, nie weszła w nowy związek i nie jest zainteresowana uregulowaniem sprawy na forum kościelnym" - dodał.
Ks. dr Adamowicz podkreślił, że 95 proc. osób, które przychodzą do sądu kościelnego, aby uzyskać stwierdzenie nieważności małżeństwa, jest już w nowym związku, często nawet zawarła nowy związek cywilny. "To nie są osoby, które chcą sobie zrobić porządek w swoim stanie małżeńskim, bo a nuż w przyszłości trafi się okazja do nowego związku. W związku z tym twierdzenie, że procesy o stwierdzenie nieważności małżeństwa mają wpływ na ogólną trwałość małżeństw, jest wątpliwe. Te osoby już są w nowym związku i przychodzą, żeby uporządkować swój aktualny stan w kontekście swojego życia religijnego" - zastrzegł.
"3 tys. orzeczeń o stwierdzeniu nieważności to naprawdę znikomy procent w stosunku do ogólnej liczby rozwodów. Pojawia się pytanie, co z resztą katolików, którzy z różnych powodów nie wytrwali w małżeństwie i weszły w nowy związek, a nie skorzystały z tej ścieżki?" - pytał.
Jednocześnie podkreślił, że w relacji do innych krajów polscy katolicy odznaczają się wysoką "wrażliwością religijną". Jego zdaniem, fakt że Polska jest w europejskiej i światowej czołówce jeśli chodzi o liczbę wniosków o stwierdzenie nieważności małżeństwa, wynika z faktu, że polskim katolikom nie wystarczy "subiektywne ocenienie ważności czy nieważności małżeństwa".
"To się wiąże z możliwością przystępowania do sakramentu pokuty i przyjmowania komunii świętej. Skutkiem pozostawania w związku niekanonicznym jest to, że dana osoba nie może uzyskać rozgrzeszenia i przyjmować Eucharystii. To jest ten ból największy" - ocenił ks. Adamowicz.
Dodał, że w wielu krajach Europy i świata odsetek wniosków o stwierdzenie nieważności małżeństwa spada, ponieważ katolikom nie zależy na możliwości przystępowania do sakramentów.
Dodał, że na Zachodzie Europy przybywa parafii, gdzie 2 proc. wiernych przystępuje do sakramentu pokuty i pojednania, ale 100 proc. przyjmuje komunię świętą. "Zanika wrażliwość sumienia. Ludzie samodzielnie oceniają swoją dyspozycję. Polscy katolicy oczekują zobiektywizowania. Chcą mieć pewność moralną, uzyskaną poprzez wyrok sądu (kościelnego), co do swojego statusu. I chcą mieć możliwość zawarcia małżeństwa sakramentalnego" - podkreślił.
Polecany artykuł:
Ks. dr Adamowicz poinformował, że w Sądzie Metropolitalnym w Lublinie 85 proc. spraw kończy się wyrokiem potwierdzającym nieważność małżeństwa. Wyjaśnił, że wysokość tego odsetka związana jest z faktem, iż zanim sąd przyjmie daną sprawę, informuje osoby składające wniosek, czy są podstawy do uzyskania wyroku potwierdzającego nieważność czy nie.
"Oczywiście, nikomu nigdy nie zabraniamy składania wniosku, każda osoba ma prawo wnieść pozew (...). Niemniej jednak na etapie przedprocesowym racjonalizujemy te przesłanki, żeby niepotrzebnie nie rozbudzać nadziei" - zaznaczył.