Andrzej Huszcza to legenda polskiego żużla
Andrzej Huszcza urodził się 10 marca 1957 r. w Krępie-Zielonej Górze. Jest jedną z legend polskiego żużla, znany przede wszystkim ze swojej długiej kariery w tej dyscyplinie sportu. Jest uznawany za najstarszego zawodowca na świecie. Aktywnie ścigał się przez 33 lata, od 1974 r. O zakończeniu kariery poinformował w 2007 r. Pod barwami Falubazu startował przez 31 lat, dwa kolejne był w PSŻ Poznań. W 2018 r. został odsłonięty pomnik Andrzeja Huszczy na zielonogórskim deptaku, tuż obok Lubuskiego Teatru przy al. Niepodległości. Na pomniku widnieje napis "Andrzej Huszcza - Legenda Zielonogórskiego Speedwaya". Za życia także nazwano jego imieniem rondo w Zielonej Górze.
Łukasz Kozłowski: Panie Andrzeju dziękuję za przyjęcie zaproszenia. Zaczniemy może od samego początku pana kariery. Jak rozpoczęła się Pana przygoda z żużlem i co tak naprawdę sprawiło, że zdecydował się Pan na tę dyscyplinę sportu?
Andrzej Huszcza: Bardzo dawno to było. Byłem bardzo młodym człowiekiem, wtedy chłopakiem. Interesowała mnie motoryzacja chociaż, wtedy było bardzo mało tego, ale miałem brata starszego i do niego przyjeżdżali też koledzy, którzy mieli jakiś motory i to już było takie podniecenie z mojej strony, że chciałem to zobaczyć, chciałem dotknąć i chciałem się przejechać. Było to z początku najpierw z tyłu za kimś, a później już tak próbowałem. Dawali mnie raz samemu przejechać się. No i tak jakoś mnie to wciągało, że pomyślałem o tym, że żeby coś takiego jeździć i też wiedziałem, że w Zielonej Górze jest żużel, nawet nigdy nie byłem na na na stadionie wtedy, ale po jakimś czasie tak jakoś to tak wszystko minęło. Ta jazda mnie dalej fascynowała i kupiłem sobie motocykl, przy którym więcej było roboty niż jazdy, ale było to zadowalające. Poszedłem kiedyś z bratem zobaczyłem jak to w ogóle wygląda jak to jadą zawodnicy. No i to tak mnie zafascynowało. Po jakiś jeszcze może dwóch trzech latach, bo wtedy miałem 13/14 lat i tak później jakoś poszedłem do szkoły do Zielonej Góry i z kolegą też z takim z klasy jakoś tak żeśmy się dogadali, że może pójdziemy się zapisać na żużel. Zapisałem się i byłem przez 31 lat w Zielonej Górze, a później jeszcze dwa lata w Poznaniu jeździłem.
ŁK: Jakie były pierwsze Pana sukcesy takie najważniejsze? Czy pamięta Pan swoje pierwsze zawody, podczas których odniósł Pan taki znaczący sukces?
AH: Wiem, że jak poszedłem na trening i takie też mnie zobaczyli, i przygotowanie jakieś było. Ubrali mnie w kufajkę, bo to takie były pierwsze jazdy. No i tak zadowolenie było, widziałem u trenera mojego wtedy. Stanisław Sochacki mnie zaczął trenować, że było widać, że ja potrafię motocyklem dawać sobie radę, mam pojęcia na ten temat i już jechałem tak na pierwszym treningu ślizgiem prawie. Było zdziwienie. Pamiętam jak widziałem radość mu u trenera, uśmiech był taki delikatny, że jest dobrze. To mnie jest bardziej jeszcze motywowało do tej jazdy.
ŁK: Co najbardziej Panu w pamięci za czasów reprezentowania Falubazu?
AH: No to takie największe sukcesy może takie moje: to Mistrz Polski w 1982 roku to jako indywidualne i drużynowe parami to właśnie takie Mistrzostwa Polski. Startowałem też w Mistrzostwach Świata drużynowych dwukrotnie w Landshut i we Wrocławiu. Także też zdobyliśmy tam trzecie miejsce i to wszystko jak wtedy startowałem w Zielonej Górze.
ŁK: Żużel to nie tylko sukcesy. Oczywiście to jest niebezpieczny sport. Jakie były takie najtrudniejsze momenty w Pana karierze, jeżeli chodzi o tutaj o reprezentowanie Falubazu?
AH: Zgadza się. Tak właśnie też w pierwszym okresie moich startów, bo zdałem licencję w lipcu. Nie szło mi źle na samych treningach przed licencją, później też było dalej tak samo dobrze. Wystawili mnie to na mecz ligowy od razu z Motorem Lublin. Ten regulamin troszeczkę wchodził inaczej, że trzeba było czekać na zielone światło później trzeba było czekać, a wtedy to było zielone i tylko taśma, i tak się startowało. Ja tak właśnie przegrałem ten start zdecydowanie, bo jechałem trzeci zaszedłem to troszkę za szeroko, za zawodnika z Lublina i uderzyłem nogami w bandę i złamałem staw skokowy. Już do końca sezonu spokój z żużlem.
ŁK: Jak Pan startował lubił od razu wyjść pierwszy czy wolał Pan gonić?
AH: Fajnie jest jak właśnie być pierwszy i to nie ma żadnej akcji takiej. A ja w ogóle też startów za dobrych nie miałem nigdy i to wszystko wywalczone były te punkty podczas całej mojej jazdy. podczas biegu. To tak może mobilizowało do takiej walki. Byłem z tego zadowolony, że właśnie po przegranym starcie potrafiłem minąć kogoś i wygrać bieg.
ŁK: Wróćmy historią do 1981 r. Pana pierwszy tytuł Mistrza Polski drużynowy z Falubazem. Pamięta Pan ten dzień?
AH: Zadowolenie było wszystkich ludzi, kibiców, działaczy, zawodników, także była radość przede wszystkim. Dla nas to już tak taki chleb powszedni, bo już też jeździłem już chyba z pięć lat prawie. Wiedziałem, że do tego chyba dojdzie, że będziemy najlepszą drużyną. Tak się stało i tak było później przez jeszcze kilka lat z rzędu zdobywaliśmy Mistrzostwo Polski.
ŁK: Jest Pan legendą. Jest Pan rozpoznawalny w Zielonej Górze i nie tylko. Jakie dzisiaj ma Pan relacje z kibicami?
AH: Na pewno dobre mam relacje. Tak jak mnie spotykają jeszcze i mnie poznają to jestem z tego zadowolony. Nie ukrywam, że jeżeli są jakieś dobre pytania to staram się na to odpowiedzieć. Już trochę czasu minęło. Jestem rozpoznawalny właśnie w Zielonej Górze i nie tylko. Także, że z tego jest dużo zadowolenie dla mnie i jak jeszcze, niektórzy powiedzą o jakichś biegach przypomną to też mi to dopiero do głowy przychodzi, że "aha było coś takiego". Kibic coś zapamięta jakąś rzecz i on to będzie pamiętał bardzo długo. A ja to już mnie przeżywałem tyle innych takich spraw na torze, także jakoś nie łapałem tego wtedy.
ŁK: Co napędzało Pana do tak długiej kariery? Czym Pan się kierował?
AH: Przede wszystkim dążenie do takiego najwyższego celu chociaż to nie zdołałem zrobić. Później tak jak już jeździłem tak długo 30 lat później tam jeszcze, i mówiłem sobie "a chyba mi ten żużel też upadł z początku tak pod koniec". To był taki problem gorszy trochę dla dla sportu żużlowego, ja tak jeszcze jak kiedyś powiedziałem komuś "a chyba się żużel prędzej skończy jak ja skończę". Nie było tak i bardzo fajnie, bo ja skończyłem i później jeszcze dużo działałem w klubie. Dalej się interesuje tym i dalej oglądam, chodzę i jestem zadowolony z tego, że jest.
ŁK: Jest Pan jakoś obecnie, dzisiaj związany z żużlem?
AH: Tak, jestem tu jako kibic. Lubię oglądać te biegów meczów przede wszystkim. U mnie cała rodzina jest taka trochę zwariowana. A moja żona to jest kibic bardzo taki, że ona mnie wciąga i ciąga po tych innych zawodach. To dzięki niej, bo ona też pochodzi z takiej rodziny żużlowej ze Świętochłowic się wywodzi. Jej wujkiem był Paweł Waloszek to wicemistrz świata.
ŁK: Na przykład ktoś chce zacząć swoją przygodę z żużlem, jaką by Pan dał najważniejszą jedną radę dla początkujących żużlowców?
AH: Najważniejsze to takie chęci, że żeby robić to co się chce. Tak jak właśnie dla mnie to, wtedy wiadomo, że jakaś piłka była, bo to było na każdym podwórku czy na ulicy i się kopało, ale to było coś innego. To już takie było takie zawodowe podejście. I pasja taka jak ja to miałem, że motor to mnie bardzo interesował i sobie składałem, robiłem i próbowałem tego i dążyłem do tego, żeby żeby coś takiego było. Dobrze, że ten żużel w Zielonej Górze akurat był i ja tu z Zielonej Góry pochodzę, także że wszystko mi to dopasowało.